Ulica Długa 38 w Krakowie do dziś przewija się w relacjach Ocalałych, umieszczonych na stronach internetowych Yad Vashem czy Voices of the Holocaust. Może warto umieścić na kamienicy tablicę przypominającą ludzi, którzy tu pracowali, pomagali, stąd ruszyli dalej. To była taka śluza przepuszczająca wyczerpanych wojną ludzi, do trwania z nadzieją na odbudowanie życia i powrót do normalności - z rodziną, przyjaciółmi i bezpiecznym domem. "Jesteśmy im to winni" - twierdzi prof. Magdalena Smoczyńska, psycholożka i językoznawczyni z UJ.
Długa 38 - ten adres znał każdy Żyd przyjeżdżający do Krakowa. Jako pierwsi wrócili ci, którzy wojnę przetrwali ukryci w podkrakowskich miejscowościach, następni byli więźniowie obozów niemieckich, najpóźniej zaś ci, których wywieziono w głąb Związku Radzieckiego. Byli krańcowo wyczerpani i bez środków do życia. Kamienica przy Długiej była jak latarnia, która przyciągała swym światłem i rozpraszała mrok. Tu można było dostać chleb, koc, łózko, lekarstwa, zupę, dokumenty i najważniejsze: informacje o bliskich. Na drzewach i ścianach pisano lub zawieszano karteczki z nazwiskami i adresami. Ludzie przekazywali wiadomości o aktualnym pobycie, planach wyjazdu czy przetrwaniu. Wojewódzki Komitet Żydowski w Krakowie sprawnie organizował pomoc i próbował odtwarzać spółdzielnie rzemieślnicze, szkoły, domy dla sierot i seniorów. Objęto opieką również dzieci. Lena Kichler, absolwentka psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, zorganizowała domy lecznicze w Rabce i Zakopanem dla osieroconych, ocalałych żydowskich dzieci z Krakowa. Sama objęła kierownictwo nad zakopiańską placówką.
Powojenny Kraków to również wielki punkt tranzytowy. Stąd, legalnie lub nie, wyjeżdżano na Zachód - głownie do Palestyny i Stanów Zjednoczonych. Dane dynamicznie się zmieniały, ale przyjmuje się, ze w 45 czy 46 roku w Krakowie było ok. 6,5 tysiąca Żydów. Choć były miesiące, że przebywało tu nawet 20 tysięcy.