Radio Kraków

Nuove musiche


RSS

Traktat Giulia Cacciniego z 1602 roku miał odnowić klasyczne wzorce w muzyce. Bo trudno myśleć o kulturze inaczej, niż w kategoriach continuum - z ramion gigantów widać przecież więcej. "Nuove musiche". O muzyce przeszłości, która rezonuje dziś.

Podcasty

Gli amori d’Apollo e di Dafne Cavalliego

Wydaje się, że Przemiany Owidiusza były – i wciąż są – najczęściej eksploatowanym tekstem w operowej tradycji. Z tej wersji mitologii korzystał skwapliwie także Francesco Cavalli, którego druga w kolejności, ale pierwsza zachowana do naszych czasów opera oparta jest na opowieści o Apollu i Dafne. Gli amori d’Apollo e di Dafne dziś mogą być traktowane jako opowieść o przemocy, w roku 1640 Giovanni Francesco Busenello, autor libretta szukał zgoła innych określeń na usprawiedliwienie cokolwiek jednostronnych, tytułowych „amorów”. Tym bardziej możemy być wdzięczni dawnym mistrzom – siła ich twórczości promieniuje tak dalece, że może być dyskutowana także współcześnie.

"Mesjasz" George’a Friderica Handla w interpretacji francuskiej

Francuzi wykonujący jedno z najbardziej angielskich dzieł. Angielskich, ale i cieszących się uznaniem i – nie bójmy się tego słowa – popularnością w całym łacińskim świecie. Mowa tutaj o Mesjaszu George’a Friderica Handla, którego wersję z 1754, rzadko wykonywaną i rozpisaną na pięcioro solistów, na warsztat wziął Hervé Niquet, dyrygent i szef artystyczny Le Concert Spirituel. Dzięki temu mamy do czynienia z interpretacją na wskroś operową, stawiającą na pierwszym planie dramatyzm zawarty w tym opowiadającym historię Chrystusa muzycznym tekście.

Le Ballet royal de la Nuit - Królewski balet nocy

L’Orfeo Luigiego Rossiego i Ercole amante Francesca Cavallego to dwa tytuły, które rozpoczęły we Francji triumfalny pochód tragedii lirycznej. Nim jednak Jean-Baptiste Lully zmonopolizował operę, paryski dwór zachwycał się tzw. ballets de cour – dziełami łączącymi śpiew, muzykę instrumentalną, taniec, akrobacje i scenografię. Przykładem najdoniośniejszym, interesującym zarówno z perspektywy muzycznej, jak i... politycznej, był Le Ballet royal de la Nuit, Królewski balet nocy. W rekonstrukcji Ensemble Correspondances i Sébastiena Daucé brzmi on w XXI wieku nie gorzej, niż w roku premiery – 1653.

Najsłynniejszy ballet de cour

Ensemble Correspondances i Sébastien Daucé, specjaliści od muzyki francuskiego Grand Siècle, sięgają bo najsłynniejszy ballet de cour – wystawiony dla i z udziałem 14-letniego Ludwika XIV. Wówczas jeszcze nie Roi, ale już Soleil – ubrany w przepyszny złoty strój zwieńczony promienistą koroną Ludwik pod koniec spektaklu wkraczał na scenę i tańczył, a tym samym rozpraszał mrok nocy i zapowiadał swoje bardzo nieodległe już rządy. Ensemble Correspondances kondensuje 13-godzinny (sic!) w oryginale spektakl do dwugodzinnego crème de la crème francuskiej muzyki połowy XVII wieku.

Przenosimy się na florencki dwór Medicich za sprawą Stravaganza d’Amore

Odskocznia od ortodoksyjnie traktowanego świata opery za sprawą albumu Stravaganza d’Amore wybitnego francuskiego zespołu Pygmalion prowadzonego przez Raphaëla Pichona. To dwupłytowe wydawnictwo jest swoistą „wyobrażoną rekonstrukcją” przenoszącą słuchacza na florencki dwór Medicich – kipiący artystyczną bujnością i nieustannie brzmiący muzyką. Cztery intermedi, które w najlepszy sposób miały łączyć tekst i muzykę, stanowiąc tym samym najlepsze podglebie dla mającej urodzić się lada dzień opery.

Dwa oblicza stile concitato

Dwa oblicza stile concitato, ekspresyjnego i oddającego atmosferę walki. Z jednej strony najwyższej próby scena Claudia Monteverdiego oparta na fragmencie Jerozolimy wyzwolonej Torquata Tassa, czyli Combattimento di Tancredi e Clorinda – opowieść o miłości przekraczającej kulturowe różnice, ale i konflikcie na tle religijnym. Z drugiej – parodia Combattimenta autorstwa Marca Marazzoliego przenosząca nas w świat commedii dell’arte i na... targ we włoskiej Farfie, gdzie panują harmider i utarczki. Idealny wzorzec i żartobliwy hołd, obydwa równie fascynujące.

Trzecia i ostatnia część opowieści o Koronacji Poppei

Trzecia i ostatnia część opowieści o Koronacji Poppei, pozornie urokliwej operowej historii miłosnej – ach, ten wieńczący dzieło duet Poppei i Nerona, po dziś dzień pozostający jednym z najpiękniejszych wzajemnych wyznań zapisanych w nutach i poezji! Ale wciąż tylko pozornie, bo uczuciu podszytemu zdradą, morderstwem i krzywdą. Czego jednakże moglibyśmy spodziewać się po szalonym, skrajnie narcystycznym cesarzu i owładniętej żądzą ambicji Poppei Sabiny? Słodycz podlana krwią, triumf występku – gdzie tu właściwy morał?

Neron lub koronacja Poppei Monteverdiego po raz drugi

Neron lub koronacja Poppei, ostatnia opera Claudia Monteverdiego i jego kompozytorskiego „warsztatu”, miała swoją premierę w 1643 roku w Wenecji i z miejsca stała się nowym wzorcem dla teatru muzycznego. Wątki tragiczne i komiczne, miłość i występek łączą się w Koronacji Poppei w sposób tyleż rewolucyjny, co niezwykle spójny. Zasługa w tym nie tylko autorów (licznych!) muzyki, co i librecisty, Giovanniego Francesca Busenella. W chwili, w której opera stała się dobrem ogólnodostępnym za sprawą publicznych teatrów, odeszła od elitaryzmu i zwróciła się ku rozrywce. Słyszymy to i w XXI wieku.

Il Nerone, ossia L’incoronazione di Poppea w iście weneckim XVII-wiecznym stylu

Il Nerone, ossia L’incoronazione di Poppea jest przykładem opery, która – wzorem renesansowych mistrzów malarstwa – nie jest dziełem li tylko Claudia Monteverdiego, a raczej swego rodzaju „pracą zbiorową”. Francesco Cavalli, Benedetto Ferrari, Francesco Sacrati – to tylko trzy znane nam dziś nazwiska kompozytorów, którzy – obok samego Monteverdiego – przyłożyli rękę do jednej z pierwszych oper w iście weneckim XVII-wiecznym stylu. Stylu, o którym dziś moglibyśmy powiedzieć: komercyjnym. Ale marzymy o powrocie takiej komercji!

L’Orfeo Luigiego Rossiego - część trzecia i ostatnia

L’Orfeo Luigiego Rossiego, czyli opowieści o triumfalnym debiucie opery we Francji część trzecia i ostatnia. Tak jak i trzeci akt, w którym z jednej strony miłość zdolna przezwyciężyć śmierć, z drugiej doskonała synteza poezji i muzyki, którą uosabia Orfeusz, zostają na wieczność uwznioślone w postaci konstelacji. W dodatku Orfeuszowa lira zaskakująco przypomina kształtem symbol dynastii Burbonów, fleur de lys. Wszystko do siebie pasuje, zaś pierwsza opera we Francji staje się nie tylko opowieścią o sile muzyki, ale i polityczną propagandą. Dodajmy: niesamowicie piękną.

Druga część opowieści o pierwszej operze na francuskiej ziemi – L’Orfeo Luigiego Rossiego

2 marca 1647 roku otworzył się nowy rozdział w historii muzyki, którego owoce – pierwotnie w postaci tragédie lyrique i comédie-ballet później kolejnych odmian francuskiej opery. Nie jest niczym nowym, że paryskie gusta muzyczne kształtowali w XVII wieku... Włosi – czy to kardynał Mazarin, który sprowadził Rossiego do Palais-Royal, czy sam Rossi, czy wreszcie najbliższy Ludwikowi XIV kompozytor: Jean-Baptiste Lully. Ale z jakim fenomenalnym skutkiem!

L’Orfeo Luigiego Rossiego. Opera, która zawładnęła sercami Francuzów

Kiedy w roku 1647 w Paryżu wystawiono pierwszą operę, można było spodziewać się, że zawładnie ona sercami Francuzów – ta odmiana muzycznego teatru przebojem wdarła się do niemal całej Europy. A zawładnęła tym skuteczniej, że L’Orfeo Luigiego Rossiego syntetyzował wszystko to, co paryskiej arystokracji mogło się spodobać: sięgał do weneckich wzorców, które łączyły tragizm z komizmem, robił głęboki ukłon w stronę francuskiej monarchii, wreszcie ujmuje prawdziwie piękną muzyką. Tak piękną, że jej echa słychać było nad Loarą jeszcze przez długie dekady.

Orfeusza Claudia Monteverdiego akt piąty

Orfeusza Claudia Monteverdiego akt piąty. Ale także coś więcej – jedna z pierwszych oper, czyli L’Euridice Giulia Cacciniego do fantastycznego libretta Ottavia Rinucciniego. Florencja, rok 1600 i powrót do – powiedzmy to sobie wprost – wyobrażonych wzorców antycznych. Eurydyka ogniskuje bowiem wszystkie ideały Cameraty Florenckiej, czyli nade wszystko prymat tekstu nad muzyką lub – ujmując to nieco bardziej adekwatnie – podporządkowanie nastrojów muzycznych emocjom zawartym w tekście. Jednak istotą staje się nierozerwalna więź łącząca słowo i muzykę. Tutaj początek ma nie tylko opera – odtąd w muzyce nic już nie będzie takie samo.

Nuove musiche i manifest: L’Orfeo Claudia Monteverdiego

Pierwsza audycja Nuove musiche jest niczym drogowskaz – ma ambicje wyznaczyć kierunek, w którym zmierzać będą kolejne programy (a tym samym podcasty) serii. Tym samym nie mogła zadebiutować na antenie Radia Kraków Kultura inaczej, niż manifestem – dziełem, które w doskonały niemal realizuje to, czym jest opera: syntezą poezji i muzyki. Mowa o dramma per musica z 1607 roku, czyli L’Orfeo Claudia Monteverdiego do libretta Alessandra Striggia. Orfeusz, jako uosobienie wspomnianej syntezy, swą grą i śpiewem odwraca przyczynę i skutek – przezwycięża śmierć. To opowieść o sile muzyki wokalno-instrumentalnej – takiej, jaką Nuove musiche cenią najbardziej.