Fragment wywiadu:
Łukasz Zaleski: W „Dziejach grzechu” operujecie konwencją melodramatu. Skąd taki pomysł?
Wojtek Rodak: Ja po prostu uwielbiam melodramaty i kiedy obejrzałem film Waleriana Borowczyka, to zobaczyłem w nim melodramatyczny potencjał – „Dzieje grzechu” realizują wszystkie charakterystyczne punkty dla melodramatu. Jeszcze będąc w szkole teatralnej pracowałem nad konwencjami melodramatycznymi, trochę je queerując i przesterowując. I wydało mi się ciekawe, żeby w przypadku adaptacji tej powieści użyć tej konwencji, po to, żeby odczytać ją feministycznie. Bo melodramat ma znacznie większą pojemność niż to, nad czym zazwyczaj się zatrzymujemy, czyli łzawą opowieścią i przegięciem. W tym przegięciu jest dużo przestrzeni na opowiadanie o emocjach chociażby.
Iga Gańczarczyk: Mnie to się bardzo spodobało, bo opowieści herstoryczne, odzyskiwanie bohaterek czy postaci kobiecych często wiąże się z praca dekonstrukcyjną, komentarzem czy ironicznym potraktowaniem narracji. A to, co Wojtek wniósł do tego projektu, a wiąże się z melodramatem, to właśnie praca na afektach, na emocjach. Staje się to mniej oczywiste, bardziej złożone. To queerowanie melodramatu, szukanie w nim feministycznego, wywrotowego potencjału, bo przecież melodramat funkcjonuje jako gatunek kobiecy – choć to paradoksalne, bo przecież ma konserwować pewne tradycyjne kobiece role – okazało się ciekawe w pracy aktorskiej, ale też inscenizacyjnej. Być może czas melodramatu powróci.
A jednocześnie królami melodramatu – przynajmniej w wersji filmowej – są jednocześnie mężczyźni…
WR: Oczywiście, my też w spektaklu używamy pewne męskie typy, które wykrzywiamy albo hiperbolizujemy. Myślę o amantach, którzy w latach świetności melodramatu rozkochiwali w sobie kobiecą publiczność i wydaje mi się, że nam też troszkę się to udało. Świadczą o tym głosy publiczności. Aktorzy i aktorki też łatwo wchodzili w konwencję, mówiąc, że dawno nie grali melodramatu, że nie były w nich uruchamiane takie pokłady emocjonalności.
IG: Myślę, że to wniosło też inne spojrzenie na męskie postaci. To ciekawe, jak prześledzi się biografie aktorów, którzy w historii kina grali amantów, można zaobserwować, jak hetero wzorce były kreowane przez homoseksualnych aktorów. Ja miałam prostsze spojrzenie na męskie postaci u Żeromskiego, a melodramatyczność pozwoliła wytworzyć zupełnie inną emocjonalność. Bo ta historia dziś jest o czymś innym.
okładka podcastu - Spektakl 'Dzieje grzechu' w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie (Fot. Magda Hueckel)